Wyruszamy z rana w miasto. Essaouria jest naprawdę uroczym miasteczkiem, utrzymującym się głównie z turystyki i połowów ryb. To stare hiszpańskie miasto otoczone jest murami z czterema basztami, a w środku kolorowa medina. Oczywiście wszędzie można zakupić torebki, chustki, pudełeczka, buty etc. Miasteczko same w sobie jest relaksujące, interesujące i posiada ładne plaże. Trochę ciężko opuszczać to miejsce, ale czas nas goni. Już popołudniu mamy autobus do Marrakeszu (65 Dh + 5 Dh bagaż – 1os). Na szczęście po 3 godzinach jesteśmy na miejscu. Dojeżdżamy do dworca CTM
i mamy zamiar wziąć taxi, które nie powinno kosztować więcej 10 Dh, ale Marokańczycy z dużych miast powoli stają się bezczelni i wolą nie zarobić niż włączyć licznik. Każdy podawał cenę 30 Dh, co było za dużo. Decydujemy się przejść do mediny. Droga dość długa, ale co to dla nas. Miasto samo w sobie się zmieniło od pierwszego spotkania. Jest trzy razy więcej turystów. Jesteśmy szczęśliwi, że zobaczyliśmy Marakesz przez najazdem turystów. Nocleg mamy w tym samym hotelu Providence, co za pierwszym razem (60 Dh za 1os). Wracamy na plac Djemna El Fna, aby wypić wyciskany sok pomarańczy i rozkoszować się zapachami i kolorami. Dopiero teraz widzimy, jakie wysokie ceny są w tym mieście dla turystów. Cieszymy się, że wszystkie pamiątki kupiliśmy w innych miastach. A sam plac żyje jak żaden na świecie.