Dzisiaj wstajemy trochę później, gdyż stwierdziliśmy, że i tak uda nam się złapać taksówkę lub autobus do naszego następnego punktu. Udajemy się na odległy o 1,5 km dworzec, gdzie już po 2 minutach znajdujemy autobus do Skoury (15 Dh + 5 Dh bagaż). Autobus jest wypełniony po brzegi Marokańczykami, a co jakiś czas wsiadają nowi ludzie i robi się naprawdę swojsko. Trasa, którą mamy zamiar dotrzeć do Boumalne du Dades jest nazwana „Doliną Tysiąca Kasbabów” wśród oaz drzew palmowych. Nasz przystanek w Skourze trochę nas zaskoczył. W centrum Skoury nie ma nic interesującego. Na marno szukaliśmy też osoby mówiącej w języku angielskim. Zaczynamy się zastanawiać czy w ogóle warto było tu wpaść, ale jak zwykle znajduje się ktoś, kto chce nas podrzucić do pięknego kasbabu wśród pól palmowych, ale oczywiście za odpłatnością. Po uzgodnieniu ceny (30 Dh na 2 os.) zabiera nas na miejsce, gdzie już czeka gromadka dzieci i naganiaczy czyhająca na nasze oszczędności. Oczywiście tym razem jesteśmy nie ugięci i płacimy tylko za wstęp do kasbabu (10 Dh). Wracamy na główną drogę, gdzie mamy zamiar złapać kolejny autobus do kolejnego miasta. Trochę się to przedłuża, więc zaczynamy łapać stopa. Niesamowicie po kilku minutach zatrzymują się Niemki, które jadą aż do Dades George. Zaoszczędzamy dzięki temu pieniądze (do doliny dojeżdża się głównie wynajętymi taksówkami w Boumalne du Dades) i czas. Dojeżdżamy do doliny, gdzie znajduje się hotel Auberze Tissodrine. Żegnamy się z Niemkami i niespodziewanie spotykamy Polaka Jarka, który był jedynym turystą w tym miejscu, tak jak my. Aby zwiedzić Wąwóz Dades musimy przedrzeć się wpierw przez rzekę, jednakże brak jest mostu czy kładki. Marokańczycy obiecują, iż dopiero po zakupionym przez nas posiłku przygotują dla nas kładkę. Trwało to dłużej niż myśleliśmy, ale udaje się i wyruszamy w trójkę. Trasa wąwozu jest cudowna, chociaż jest dużo wodny w strumykach i nie obywa się bez zanurzeń. Po powrocie do hotelem przechodzimy 2 km do wioski, aby udać się na nocleg. Jarek się decyduje jednakże nas odstrasza cena. Po wyjściu z hotelu udaje mi się od razu złapać małą ciężarówkę do Boumalne du Dades. Ja siedzę z przodu a Łukasz na przyczepie z Marokańczykiem
i kozą. Kierowca obok mnie, choć nie mówi po angielsku okazuje się bardzo miły
i zabawny. Przy dźwiękach marokańskiej muzyki staramy się dogadać. Proponuje nocleg u siebie oraz syna za męża, jednakże decyduje się tylko na podwiezienie do miasta. Po
30 km jesteśmy bezpłatnie na miejscu. Znajdujemy nocleg w hoteliku Auberze Cafe Tamazirte, który dzięki ładnym pokojom z łazienkami (50 Dh za os.), super kawiarnią oraz świetnym Berberom okazuje się najlepszym do tej pory miejscem na nocleg.