Geoblog.pl    nasz    Podróże    Azja Południowo-Wschodnia 2008/2009    Szał motorów
Zwiń mapę
2008
29
gru

Szał motorów

 
Wietnam
Wietnam, Hanoi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10531 km
 
29.12.2008
O 11.00 żegnamy się już z Laosem i wyruszamy na lotnisko. Oczywiście zbijamy cenę za tuk tuka do 40.000 kipów. Lotnisko w stolicy Vientiane choć jest międzynarodowe jest bardzo małe. Bezcłówka to zaledwie 1 sklep. Lot, w najmniejszym samolocie jakim do tej pory podróżowaliśmy, mija bardzo szybko. Dodatkowo posiłek i Beer Lao urozmaica podróż. Po przylocie naganiacze już czekają. Bierzemy transport do centrum za 2 $ od osoby. Trasa trwa ponad godzinkę. To co widzimy nas zaskakuje. Miliony motorów, skuterów pędzi drogami, chodnikami i gdzie się tylko da. Brak przestrzegania przepisów to normalne. Natężenie ruchu jest nie do wytrzymania, zwłaszcza że każdy tylko trąbi. Co oznacza, że informuje innych że skręca, jedzie prosto lub w ogóle że jedzie. Istny chaos i szał. Dojeżdżamy do Old Quater i od razu zgarnia nas mały Wietnamczyk Dave z propozycją super hotelu. W Hotelu Star Old Quater, 29 Bat Dan St dostajemy pokój dość mały na 4 os ale za 10 $ z tv, łazienką, internetem i śniadaniem rano. Po czasie stwierdzamy, że jutro musimy wymienić pokój bo pleśń na ścianach, wilgotność i brak okna jest nie do wytrzymania.
Wieczorem idziemy na rekonesans miasta. Ruch i szybkość na ulicach nas przeraża. Spokojnie staramy się przejść bez potrącenia i na szczęście udaje się.
30.12.2008
Rano wstajemy z bólem głowy. Brak okna w pokoju, grzyb i włączona klima to horror. Od razu zmieniamy pokój. Wyruszamy z Łukaszem od razu po śniadaniu. Poruszanie się na rowerze odpada. Szał motorów jest dla nas przerażający. Pieszo dzięki mapie i dobrym oznaczeniom dochodzimy do Mauzoleum Ho Chin Minh (wstęp bezpłatny). Cały teren jest szczelnie pilnowany przez wojsko. Zaostrzone środki bezpieczeństwa przewidziane są dla wszystkich. O wzięciu aparatu do środka możemy pomarzyć. Jeden za drugim podążamy do budynku o architekturze z czasów komunizmu, gdzie w środku znajduje się szklany sarkofag z wodzem. Wszystko dostojne i poważne. Każdy musi się podporządkować.
Po wyjściu w niedalekiej odległości znajduje się świątynia literatury (wejście 5000 dongów) dedykowanej konfucjonizmowi. Piękny kompleks kilku drewnianych budynków z po wywijanymi dachami jak świątynie w Chinach. Jaka to dla nas odmiana po czasie spędzonym w wielu buddyjskich świątyniach. W jednym z budynków dodatkowo oglądamy i słuchamy koncertu tradycyjnej muzyki wietnamskiej. Tak nam się podoba, że od razu kupujemy płytę.
Na nogach przemierzamy kilometry do Parku Lenina (wstęp 4000 choć chcą naciągnąć na 20000 więc trzeba uważać). Obchodzimy duże jezioro i w sumie nie byłoby nic w tej wizycie interesującego, gdyby nie możliwość rozmowy z Wietnamczykami przy ...wędkowaniu. Nawet 1 rybkę udało mi się złowić.
Spacerując po mieście oglądamy życie codzienne Wietnamczyków. Niesamowite, że w takim bajzlu potrafią żyć. Choć trzeba przyznać, że jakiś tam porządek sobie wypracowali. Powoli zauważamy, że każda ulica jest dedykowana innej dziedzinie handlu. To na jednej sprzedają nagrobki, to owoce, gdzieś indziej sprzęt kuchenny... Każdy budynek jest wąski a wysoki. Ceny gruntów są wysokie więc bardziej opłaca się budować w górę. Na parterze rozsuwana brama a w niej sklepiki, restauracyjki. Całe życie tam się toczy. Od świtu, gdy otwierają biznes i jedzą noodle, aż do wieczora gdy do późna siedzą w sklepie i jedzą razem posiłki siedząc na malutkich krzesełkach bezpośrednio na chodniku.
Niestety trafiamy na ulicę, gdzie znajdują się restauracje serwujące ... moje ukochane zwierzęta - psy. Przechodzimy rozglądając się dookoła a tu nagle na ladzie, za szybą widzę coś bez skóry, z daleka kolor pieczonego kurczaka ale jak później się okazuje to był cały opieczony pies bez skóry. 30 sekund mi wystarczyło aby odejść stamtąd. Łukasz robi niestety zdjęcie załączone poniżej. Mięso psie plasuje się na 3 miejscu. Najlepsze jest z węża, kota i potem psa i kurczaka.
Po drodze spostrzegamy ambasadę kambodżańską i od ręki otrzymujemy wizę. Wieczorem skaczemy jeszcze na targ Cua Nam Market. Kilkanaście małych restauracyjek jest pełnych Wietnamczyków, którzy razem spożywają posiłek. Na małej kuchence z różnych składników przygotowują sobie posiłki. I tak mija im parę godzin. A my wracamy zmęczeni do hotelu. Chaos i huk miasta wpłynął poważnie na nasze samopoczucie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
nasz

Agata Adamczyk - Maj i Lukasz Maj
zwiedzili 10% świata (20 państw)
Zasoby: 226 wpisów226 62 komentarze62 685 zdjęć685 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
29.04.2013 - 30.05.2013
 
 
06.06.2012 - 01.07.2012
 
 
07.12.2011 - 28.12.2011