Łódka odpływa o 9 rano. Okazuje się, że jest już 11 os. a miało być tylko 8. Łódka dodatkowo wyglądała trochę przerażająco. Mała, rozwalająca się, z twardymi małymi ławeczkami. Co po chwilę niestety ktoś nas okłamuje tutaj. Chyba chcą jak najwięcej wycisnąć od turysty.Cała sytuacja spowodowała że, wywiązała się kłótnia pomiędzy nami a obsługującymi łódkę. W sumie nic to nie zmieniło. Tylko dostajemy parę krzeseł. Płyniemy 5 min i już łódka staje. Okazuje się, że nie ma benzyny:). Wiosłując dopływamy do stacji benzynowej i na innej łódce. Czekamy 15 min i nic. Nasi przewodnicy po prostu w najlepsze grali w karty. Dopiero po naszej interwencji zabierają się do roboty. Płyniemy 3h i słyszymy, że coś się dzieje ze śrubą. Laotańczycy stwierdzają 'no problem' ale po kilku minutach mamy już postój i zaczynają naprawę. Niestety chyba podróż łódką w Laosie nie obejdzie się dla nas bez jakiejś awarii. Plusem jest to, że trasa rzeką Nam Ou jest cudowna. Znacznie lepiej niż po Mekongu. Wysokie klify, góry, wioski, ludzie pracujący i błękitne niebo do tego.
Dopływamy już koło 17. Razem z innymi turystami szukamy noclegu. Nong Khiaw jest bardzo małym miasteczkiem z jedną asfaltową ulicą. Położone jest po dwóch stronach rzeki połączonych mostem. Położenie nad rzeką i wśród wysokich gór robi fantastyczne wrażenie, zwłaszcza gdy opada nisko mgła. Znajdujemy nocleg w bungalowie (50.000 za 2os z ciepłą wodą) po drugiej stronie rzeki, tuż za mostem po prawej stronie. Na następny dzień mamy wybrać się z przewodnikiem z agencji Tiger na wspinaczkę na jeden z pobliskich szczytów. Niestety później, gdy się pojawiamy na następny dzień, on nie przychodzi. Szkoda pojedziemy dalej....