Geoblog.pl    nasz    Podróże    Azja Południowo-Wschodnia 2008/2009    W środku kraju
Zwiń mapę
2008
20
gru

W środku kraju

 
Laos
Laos, Luang Prabang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9474 km
 
20.12.2008
Jak zwykle pobudkę mamy bardzo wcześnie. Łukasz idzie robić zdjęcia a ja czekam na kociołek z ciepłą wodą. O 8.00 już jesteśmy przy łódce ale jak zwykle wypływamy później. Słonko świeci, robimy zdjęcia i tak przez kolejne godziny. Oczywiście po drodze musimy mieć jakieś przygody i tak po 4 h płynięcia łódka straciła ster. Dobrze że kapitan szybko się orientuje i cumuje do skał na samym środku Mekongu. Czekamy aż godzinę zanim nasz kapitan wraca z inną łódką. W tym czasie relaksujemy się na skała, których tu jest wyjątkowo dużo w samym Mekongu. Druga łódka niestety holuje nas tylko do najbliższej wioski aby tam wszyscy pasażerowie mogli przejść na drugą łódkę. Kolejne godziny mijają i już wiemy, że na czas na pewno nie będziemy w Luang Prabang. Zapada powoli noc dobrze że choć księżyc jest w pełni. Robi się coraz zimnie a łódka nie posiada świateł. Kapitan i pracownicy starają się oświetlać drogę latarkami a nie jest to proste zadanie, gdyż dużo wystających skał jest w tej rzece. Trochę myślimy co by było gdybyśmy wpadli na jedną z nich. Co pierwsze ratować. Już widzę Łukasza ze wszystkimi aparatami w ręcę :). O 19 dopływamy. Wszyscy turyści spiesznie idą w miasto w poszukiwaniu noclegu. Jest to dość trudne zadanie, gdyż jest mnóstwo turystów i cenią sobie dość trochę za nocleg. Udaje nam się cudem znaleźć pokój 2 os z łazienką za 80.000 kip, gdzie wchodzimy w czwórkę. Luang Prabang jest bardzo turystyczne. Nowoczesne restauracje, bary, kafejki internetowe, mnóstwo agencji etc.

21.12.2008
Z rana decydujemy się na szukanie nowego guest house'u, aby nie być w 4os. w 1 pok. Niestety ceny powalają, więc pozostajemy przy tym co mamy. Jest dość zimno, ale idziemy na market. W między czasie rezerwujemy już bilety na samolot z Vientiane do Hanoi w Wietnamie. Turystów jest coraz więcej i mogą być później problemy z biletami. Na targu nareszcie kupujemy pomidory, ogórki, sałatę i różnorodne owoce. Po śniadaniu idziemy już zwiedzać miasto. Luang Prabang jest dość małym miastem więc nie ma problemu obejść wszystkiego na nogach. Miasto jest wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa więc warto o dobrze obejrzeć. Zwiedzamy cudowną świątynie Wat Xieng Thong (20.000 kipów), Muzeum Narodowe i świątynie na górze Phu Si (20.000), gdzie trzeba wyjść po schodach, ale można ujrzeć ładną panoramę miasta i zachód słońca. Dziś również kupujemy bilety w Nawigation Office na łódkę do Nong Khiaw (cena 125.000). Wieczorem jak zwykle na głównej ulicy miasta rozpoczyna się tar Hmongów. Można kupić tu wszystko. Ważne, że ceny są niskie oczywiście po targowaniu a towary przeważnie ręcznie robione. Nie możemy się oprzeć i kupujemy kilka pamiątek. Zajadamy się również wegetariańskim bufetem za 5000 kipów.

22.12.2008.
Wstajemy ze świtem. O 6.30 mnisi ze wszystkich świątyń wychodzą na karmienie. Na głównej ulicy miasta ustawiają się mieszkańcy oraz turyści, aby nakarmić mnichów garstką ryżu i czasami owocami. Cała ta uroczystość wygląda ślicznie. Aż po horyzont mieni się kolor pomarańczowy szat mnichów, którzy wychodzą z poszczególnych świątyń. Szkoda, że nie którzy turyści nie potrafią się zachować i nie szanują ich kultury. Strzelają fleszami już z paru metrów.
Jako, że dzień wcześnie się zaczął idziemy mostem bambusowym na drugą stronę rzeki. Przechodzimy przez wioskę jakże inną od centrum miasta. Drewniane domy, gliniana droga. Nie spotykamy turystów. Widzimy natomiast codzienne życie Laotańczyków. Dochodzimy do żelaznego mostu. Tutaj motorki i rowery pędzą z jednej to na drugą stronę. Chcemy jeszcze przepłynąć na drugą stronę Mekongu, gdzie również znajduje się wioski i parę świątyń. Po ustaleniu ceny 5000 od osoby wypływamy. Znajdują się tutaj trzy świątynie. My zwiedzamy tylko jedną. Przy innych żądają opłaty. Nie wiemy za co i po co, bo nikt o to nie dba. Wioska w której jesteśmy jest podstawowa. Ludzie uprawiają małe poletka, dzieci biegają be butów, chaty są z bambusa i bieżącej wody chyba nie ma. Szkoda, że ludzie nie są aż tak przyjaźni i uśmiechnięci jak w Tajlandii. Wieczorem poraz kolejny wybieramy się na bufet i targ. Jutro opuszczamy już to miasto.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
nasz

Agata Adamczyk - Maj i Lukasz Maj
zwiedzili 10% świata (20 państw)
Zasoby: 226 wpisów226 62 komentarze62 685 zdjęć685 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
29.04.2013 - 30.05.2013
 
 
06.06.2012 - 01.07.2012
 
 
07.12.2011 - 28.12.2011