Geoblog.pl    nasz    Podróże    Azja Południowo-Wschodnia 2008/2009    3 dniowy trekking w dżungli
Zwiń mapę
2008
13
gru

3 dniowy trekking w dżungli

 
Tajlandia
Tajlandia, Chiang Mai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9057 km
 
13.12.2008
Wyjeżdżamy o 8.30 z Sukhothai do Chiang Mai. Autobus dość drogi 232 B od os. Podróż trwa 6 H. Dojeżdżamy do Arkada Bus station, który jest oddalony o 7 km od centrum. Chcemy wziąć tuk tuka ale ceny są wysokie i kierowcy nie chcą negocjować. Cóż zrobić idziemy na nogach. Niestety robi się coraz goręcej i plecaki są ciężkie. Na szczęście jakimś cudem łapiemy stopa i miły pan na pace podwozi nas do centrum. Staramy się jak najszybciej znaleźć jakiś guest house. Jest dużo turystów i dużo hoteli jest już pełna. Udaje nam się znaleźć miejsce w Libra Guesthouse 28 Moon Muang Rd, Soi 9 (4 os pok z własną łazienką i ciepłą wodą za 400B). Po szybkim rozpakowaniu chcemy udać się na miasto i znaleźć agencję, która oferuje trekkingi. Jednakże pracownicy naszego guesthouse'u przedstawiają nam swoją ofertę. Najważniejsze, że są kontrolowani przez TAT-Tourism Authority of Thailand więc wiemy, że wszystko będzie ok. Decydujemy się na 3 dniowy trekking w tereny nieturystyczne już pod granicę z Birmą. Cena dość wysoka bo 3000 B ale przekonała nas oferta, autoryzacja biura TAT oraz opinie innych turystów. W mieście wszystkie agencje oferują to samą trasę a nam uda się uniknąć rzeszy turystów. Wyjazd jest już jutro. A dziś dostajemy plecaki, worki plastikowe na rzeczy i sandały jak ktoś chce a przydadzą się na spływie tratwami. Dodatkowo możemy przy rezerwować nasz pokój po powrocie, przechować plecaki oraz dać do depozytu cenne rzeczy. Jesteśmy już w pełni usatysfakcjonowani i idziemy obejrzeć nocny market w Chiang Mai.
14.12.2008
Wyjeżdżamy pick up'em o 8.30. Grupa liczy 11os. i składa się dodatkowo z Anglików i Australijczyków w podobnym wieku do nas. Towarzystwo jest zabawne i podróż jest dość zabawna. Mamy do przejechania ze 150 km. Pierwszy przystanek jest na targu, gdzie możemy zrobić drobne zakupy. Dalsza podróż jest dość uciążliwa. Dużo zakrętów, jazda pod górę i robi się coraz zimniej. Kolejny przystanek to już lunch. Napychamy się do syta i wyruszamy już w trasę. 1,5 h trwa trasa przez dżunglę. Jest dość ciężko, dużo podejść pod górę, ale widoki wynagradzają. Gorąco, pot się z nas leje i pomyśleć, że mamy zimę. Dochodzimy wreszcie do wodospadu, gdzie wszyscy powinni wziąć kąpiel szkoda jednak, że woda jest lodowata. Oczywiście śmiałkowi są i już dają nura do wody. Zabawy przy tym, co niemiara. Mokrzy i zadowoleni idziemy dalej i po 2 h dochodzimy do naszego ostatniego punktu tego dnia a mianowicie wioski plemienia Lisu. Już przed wejściem wiemy jak się witać z mieszkańcami. Abu-dzia oznacza dzień dobry i dziękuje. Plemię ma własny język i kulturę. Wioska składa się z domów z bambusa pokrytych liśćmi palmowymi. Brak ciepłej wody, marny dostęp do elektryczności. Miejsce robi wrażenie, gdyż jesteśmy jedynymi turystami a mieszkańcy nie przebierają się specjalnie w swoje stroje na przyjście turystów. Jak to ma miejsce podczas popularnych wycieczek z agencji. Staramy się od razu poznać ludzi z wioski. Dzieci są wspaniałe i kleją się do nas. Chłopaki już biorą udział w meczyku z miejscowymi. Jesteśmy zachwyceni. W Europie takich wiosek już dawno nie ma. Wieczorem jesteśmy jeszcze zaproszeni do jednej z bambusowych chat, aby zobaczyć jak dzieci śpiewają i tańczą swoje pieśni przy dźwiękach gitary. Do każdej piosenki mają ułożony układ, stojąc w rządkach. Śmiechu jest, co niemiara jak przyłączamy się do nich starając naśladować poprawnie ruchy. Na reszcie czujemy się jak w dalekim kraju, gdzie rzeczywiście poznajemy życie i kulturę innych ludzi.
15.12.2008
Noc niestety mieliśmy nieprzespaną. 4 koce nie wystarczyły. Dodatkowo szczekały psy, piały koguty i aż 4 osoby z naszej ekipy się rozchorowały i wymiotowały w nocy. Z rana kolejne 2. Po takich trudach mamy na szczęście śniadanko, po którym od razu wyruszamy. Przeprawiamy się przez 2 rzeki. Woda zimna i niestety aż do pasa. Maszerujemy tak ze 4 h i dochodzimy do miejsca, gdzie mamy lunch. Zupa z makaronem podawana jest nam w miskach z babusa z wyżłobionymi patyczkami również z bambusa. Wygląda to bardzo egzotycznie. Po jedzeniu układamy się na 3 bambusowych tratwach i wyruszamy na rafting. Powiem, że ja byłam trochę przerażona zwłaszcza, że chłopaki chyba na poważnie wzięli sterowanie i chcieli jak najszybciej płynąć. Widoki wspaniałe choć trasa 2,5 h to trochę dla mnie za dużo. Po tym czasie jeszcze idziemy pół godzinki i już jesteśmy w następnej wiosce plemienia Lahu. Wioska jest już bardziej połączona ze światem. Jest już droga, elektryczność, ale nadal brak ciepłej wody i chaty są bambusowe. Cała nasza ekipa dostaje jedną z największych chat. Kolejne osoby są chore. Po kolacji mieszkańcy przybywają, aby sprzedać swoje wyroby. Większość z nas i tak idzie o 20 spać. Zmęczenie i niedobre samopoczucie nie wpływa na nas dobrze. W nocy głośno to psy, to bawoły i jeszcze koguty. Oj !
16.12.2008
Znów wstaję wraz ze świtem i to przed wszystkimi. Idę zobaczyć jak wioska się budzi. Po śniadaniu już wyjeżdżamy żegnając się z poznanymi dziećmi. Udajemy się do jaskini, przez którą z czołówkami przechodzimy przez godzinę. W środku jest bardzo wilgotna i w sumie słabo, co widać. Wskakujemy potem do samochodu i serpentynami jedziemy do miejsca, gdzie nastąpi spotkanie ze słoniami. Dostajemy dla nas własnego. Pierwsze ja siadam na jego głowie. Okazuje się, że jest pokryty bardzo ostrymi włoskami, które dość mocno wbijają mi się w ciało. Sterowanie nim tez nie należy do najłatwiejszych. Łukasz niestety się nie decyduje na zamianę miejsc i tylko z grzbietu robi mi serie zdjęć. Słonie są fantastyczne, choć nasz stara się troszkę iść we własnym kierunku co denerwuje naszego przewodnika, który gałęzią szturcha naszego słonia. On nie pozostaje obojętne i chlupie na nas wodą z błotem wciągniętą przez trąbę. Ale jest śmiechu!. Na wieczór już jesteśmy z powrotem w Chiang Mai. Czeka nas ogromne pranie, szybkie zakupy i zasłużony sen.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Rico
Rico - 2009-02-23 15:51
Super zdjęcia!
 
 
nasz

Agata Adamczyk - Maj i Lukasz Maj
zwiedzili 10% świata (20 państw)
Zasoby: 226 wpisów226 62 komentarze62 685 zdjęć685 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
29.04.2013 - 30.05.2013
 
 
06.06.2012 - 01.07.2012
 
 
07.12.2011 - 28.12.2011