Z rana wyruszamy do głównej stacji kolejowej Hualamphong. Udaje nam się szybko znaleźć autobus nr 53 i z pomocą miejscowych docieramy na miejsce. W kasie kupujemy bilety. Początkowa propozycja pani w okienku to 250 B za bilet do Ayuthaya. Z okrzykiem mówimy, że nas interesuje tylko najtańszy więc bez problemów za 20 B jedziemy w 3 klasie. Podróż ok godziny, przeprawa promem przez rzekę i już jesteśmy w starej części miasta. Szukamy guest housu ale nie jest ich tak dużo. Na szczęście znajdujemy fajne miejsce Tony Place i za 200 B mamy już 2 os pokój z dzieloną łazienką i gorącą wodą. Szybko się odświeżamy i idziemy wypożyczyć rowery. Za 30 B już pędzimy na naszych holenderskich pojazdach. Miasto samo w sobie nie powala. Śmierdzi, jest biedne i pełne kanałów. My udajemy się zwiedzić kompleks świątyń dawnej stolicy królestwa. Kolejne części parku są oddzielne płatne po 50 B każda. My decydujemy się wejść do dwóch . Najpierw wchodzimy do ruin Wat Ratchaburana. Podziwimy okolice ze szczytu głównej stupy. Niestety jest bardzo gorąco i szybko ruszamy dalej na naszych rowerkach. Objeżdżamy dookoła kolejne świątynie Wat Mahathat, Wat Phra Ram. Dość dużo widać z zewnątrz więc nie wchodzimy do środka. Dodatkowo udaje nam się zobaczyć karawane słoni z pasażerami na grzbietach. Jest to niesamowite spotkanie i na szczęście udaje nam się jednego z nich dotknąć po trąbie. Po tym spotkaniu pędzimy dalej na naszych rowerkach do kolejnego ważnego punktu czyli leżącego buddy odzianego pomarańczowymi szatami- Wat Loayasutharam. Wchodzimy jeszcze do Wat Phra Si Sanphet kompleksu 3 stup. Jeździmy do samego wieczora oglądają ruiny oświetlone cudownie. Rower jest najlepszym środkiem transportu. Udaje nam się załapać również na generalną próbę przedstawienia o historii miasta w ruinach jednych ze świątyń. Możemy podziwiać śpiew, taniec tajski oraz przedstawienie walk i batalii z udziałem słoni. My zajadamy się słodkimi omletami i oglądamy. Nocą wracamy już do guest house'u.