Geoblog.pl    nasz    Podróże    Azja Południowo-Wschodnia 2008/2009    Ufff ciepło
Zwiń mapę
2008
07
gru

Ufff ciepło

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8468 km
 
Przylot mamy o 9 rano. Jest cieplutko i aż miło ściągnąć z siebie ubrania. Zamieniamy pierwsze dolary (1$ - 34,31 B). Po wyjściu z lotniska zaczyna się. Zaczepia nas każdy aby nas podwieźć do centrum. My decydujemy się na taksówkę za 450 Batów + 65 B (opłaty za autostradę). Opcja jest podobna do autobusu - express airport bus (15 B za os), ale dojeżdżamy przed sam guest house. Bella Bella Riverview Guest house został nam już polecony przez naszych znajomych więc poszukiwania mieliśmy ułatwione. Znajduje się on niedaleko ulicy backpakersów Ko San, ale jest znacznie ciszej i przyjemniej. Cena też zachęca 220 B( 2os pokój + wiatrak + dzielona łazienka niestety z zimną wodą). 300 B jest już za pokój z własną łazienką i pewnie ciepłą wodą.
Po szybkim prysznicu wybieramy się na miasto. Idziemy słynną drogą Ko San, enklawą turystów. Widać, że miejsce jest stworzone pod nich. Pierwszy nasz ciepły posiłek to ryż i ostrym kurczakiem zaledwie za 10 B. Serwowany z samochodu przez przemiłego pana.
Udajemy się w stronę pałacu choć wiemy że dziś to już za późno na zwiedzanie. Na szczęści spotykamy studenta, który ofiaruje swoją pomoc. Na początku jesteśmy trochę przezorni, gdyż wiemy że może żądać później za to zapłaty. Dobrze, że się mylimy. Zgodnie z jego radą decydujemy się zwiedzić kilka buddyjskich świątyń położonych w różnych częściach miasta. Wyjątkowo dzisiaj wejście jest dla obcokrajowców bezpłatne z powodu święta. Dodatkowo przejazd tuk-tukiem jest tańszy. Tylko 20 B. Zwiedzamy więc świątynie ze starożytnym buddą, stojącym buddą (50 m wysoki) oraz złotą górę, z której widzimy panoramę miasta. Tam mamy pierwszy raz styczność z mnichami buddyjskimi. Złota stupa, dzwony i pomarańczowy kolor szat mnich komponuje się cudownie.
Całą trasę pokonujemy z tym samym kierowcą śmiesznego i hałaśliwego tuk-tuka. Oczywiście obowiązkowym punktem programu jest wizyta w sklepach z jedwabiem i złotem. Dzięki temu kierowcy zarabiają dodatkowo. My oczywiście na nic się nie skusiliśmy. Po zejściu ze złotej góry mamy wracać do naszego hoteliku jednakże naszego kierowcy już nie było. Zdziwiło nas to, gdyż jeszcze nie zapłaciliśmy za przejazd. Poinformowano nas, że nasz kierowca pewnie skończył pracę a zapłatę już dostał od sklepów. Dla nas super nic nie płacimy a do Ko San nie jest tak daleko. Dzień dla nas się kończy. I tak dużo zobaczyliśmy a zmiana czasu nadal jest odczuwalna.
8.12.08
Budzimy się ok 9 rano. Trochę późno ale zmiana czasu daje się we znaki. Dodatkowo w nocy od 3 rano nieznany nam zwierz jęczy i krzyczy za oknami, nie dając spać.
Więc ze spokojnego snu nici. Po śniadaniu idziemy już w stronę pałacu królewskiego. Wstęp aż 300 B a my byliśmy przygotowani na 150 B. Taka informacja była w przewodniku. Trzeba pamiętać, że wejść można tylko w spodniach za kolana i długich rękawów. Na szczęście jest wypożyczalnia ubrań.
Pałac królewski znajduje się na ogromnej przestrzeni. Cały kompleks zawiera różnorodne budowle królewskie oraz przeznaczone dla kultu religijnego. Oglądamy światynie, chedi, stupy, sale tronowe etc. Najważniejsza z nich to Wat Phra Kaew czyli świątynia szmaragdowego buddy). Wszystko jest wspaniale zadbane, świecące i kolorowe. Spędzamy aż 3 godziny w tym miejscu rozkoszując się tym pięknem. Kolejnym naszym punktem zwiedzania jest świątynia Wat Pho (wstęp 50 B) czyli najstarsza i największa świątynia w Bangkoku oraz miejsce w którym można zobaczyć nawiększy posąg leżącego buddy. Postać leżącego buddy o długości 46 m długości oraz 15 m wysokości wypełnia całkowicie świątynie. Figura jest całkowicie pokryta złotem oraz ornamentami na stopach. Staramy się zrobić dość dobre zdjęcia ale ciężko jest objąć całą postać. Na nogach później decydujemy się dojść do Chinatown. Oczywiście staramy się zobaczyć jak najwięcej. Oczywiście nie ma szans żeby się lekko nie zgubić w małych uliczkach gdzie wszyscy handlują czym popadnie.
Aby urozmaicić nasz dzień decydujemy się na przejażdżkę łódką po głównej rzece Bangkoku. Na przystani Tha Ratchawang wsiadamy na łódkę za 11 B. Ceny się różnią w zależności od koloru flagi poszczególnych łódek. Są łódki expresowe, które zatrzymują się na określonych przystaniach. My wybieramy zwykłą, bez flagową i tym samym najtańszą, która zatrzymuję się na każdej przystania. Dzięki temu dokładnie oglądamy miasto z wody przy zachodzie słońca. Świątynie, waty, przybrzeżne restauracje, wieżowce bogatych firm, rozwalające się domy. Bogactwo i bieda, piękno i brzydota. Bangkok to już jednak europejsko-azjatyckie miasto. Na przystani nr 12 wysiadamy zwabieni wspaniałymi zapachami. Okazuje się, że to restauracja na wolnym powietrzu serwująca bufet. Decydujemy się zjeść w tym miejscu ale już na następny dzień. Wracamy więc do hotelu i zaspokajamy głód mandarynkami. Szkoda, że nie możemy zjeść porządnego chleba.
9.12.08
Pobudkę mamy już o 6 rano. Dziś jedziemy do Lumphini Parku znajdującego się w samym centrum centrum biznesowego Bangkoku. Udaje nam się dojechać przed samą bramę autobusem nr 15. Najdziwniejsze jest to, że nikt od nas nie żąda biletu i nie chce pieniędzy. Więc kolejny raz jedziemy za darmo. Park jest to miejsce gdzie Tajowie ćwiczą i spotykają się ze swoimi znajomymi. Jest to normalne że panie i panowie w wieku powiedzmy starczym ćwiczą Tai Chi, Kung Fu oraz inne sztuki wali. Mnóstwo osób uprawia jogging oraz korzysta z siłowni tam znajdujących się na wolnym powietrzu.
Spędzamy relaksująco czas oglądając codzienny poranek Tajów. Dołączamy się również do tańczących staruszków i pokazujemy im nasze możliwości w cha cha. Potem szybkie jedzonko i już pędzimy aby pojechać nad miastem w skytrain. Trasa do Victory Monument (25 B za 3 zony) przechodzi pomiędzy wieżowcami i robi wrażenie. Z Victory Monument idziemy do Dusit Parku. Trasa długa i wzdłuż ulicy. Dość nieprzyjemnie ale trzeba zaoszczędzić. Do Dusit Parku wstęp mamy za darmo bo obowiązują na to biletu z Pałacu królewskiego (ale tylko przez 3 dni). Zwiedzamy Throne Hall gdzie znajduje się wystawa darów królewskich. Wspaniałe rękodzielstwo wykonane ze złota, srebra i kamieni szlachetnych. Widzimy lektyki, trony, statki każde wykonane przez kilkuset artystów w całości z drogi kruszców. Odwiedzamy rezydencję królewską Vinamek Mansion w całości wykonaną z drzewa tekowego. Wnętrze zawiera ważne antyki oraz dzieła sztuki. Po wyjściu szukamy autobusu ale kierowca tuk-tuka oferuje swoje usługi. Cena 100 B nas odstrasza ale jak decydujemy się wejść do jednego sklepu to już tylko 30 B. Potem oferuje jeszcze 1 sklep i znów przejażdżka za darmo. Wieczorem udajemy się na obiecany bufet za 99 B. Okazuje się, że serwowane jest tylko surowe jedzenie. Nie wiemy co z tym zrobić ale z pomocą przychodzi kelnerka. Dostajemy duży garnek, gdzie na parze gotujemy nasze mięska a do wody wkładamy warzywa i rybne przysmaki. Dodatkowo do woli jemy różne odmiany ryżu i tajskie smakołyki. Tak spędzamy ponad 2 godziny. A brzuchy teraz bolą...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
nasz

Agata Adamczyk - Maj i Lukasz Maj
zwiedzili 10% świata (20 państw)
Zasoby: 226 wpisów226 62 komentarze62 685 zdjęć685 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
29.04.2013 - 30.05.2013
 
 
06.06.2012 - 01.07.2012
 
 
07.12.2011 - 28.12.2011