Znow bedzie goraco...
Pobudka 5 rano i lapiemy zaspanego kierowce tricykla do dworca w Corono (15p/os z dworca bylo 50p - zawsze jest drozej). Autobus podjezdza na czas a my grzecznie znajdujemy sobie miejsce. Szkoda tylko ze siedzenia nadal oblejone sa folia choc autobus nie zostaj wczoraj kupiony :). Klima dziala i wyjatkowo nam nie przeszkadza. Nie zdecydowalismy sie jechac nieklimatyzowanym bo wiemy jak bedzie podczas dnia. 6 gozin jazdy i jestesmy w Puerto Princessa. Dworzec San Jose znajduje sie 7km od miast. Nie polecamy brac tricyklow bo zycza sobie 100 p. Bez problemu znajdujemy malego busika i za 15p/os dojezdzamy na skrzyzowanie "Autostrady" i Rizal Avenue. Jest poludnie wiec zar leje sie z nieba. Uderzamy w strone portu i wchodzimy chyba do 6 miejsc. Ceny za nocleg sa zaporowe. Wreszcie po godzinie obok Dunky donuts w ulicy w glebi znajdujemy Clouds Inn i obskurny pokoj za 500 p. Mamy juz dosc wiec zostaje. Szybkie pranie, prysznic i kilka ugryzien komarow. Uciekamy w miasto. Wstepujemy na mrozona kawe do Mcdonalds, glownie z powodu klimy. Po ochlodzeniu idziemy w strone Baywalk przy zatoce. A tam slamsy. No widok przytlaczajcy. Trzeba przynac ze jedne z gorszych ktore widzielismy. Pierwszy raz w calych Filipinach spotykamy sie z dziecmi ktore zebraja i prosza o pieniadze.
Po poludniu chlodzimy sie w poszczegolnycg sklepacha wieczorem to juz tylko kolacja i powrot do smierdzacego pokoju. Moze uda nam sie przetrwac noc :)