W nocy padalo. Pierwszy raz na tej wyspie. O 5 rano znow sie budzimy i piersza wygladam z domkuy aby zobaczyc jaka pogoda. Niestety niebo zachmurzone ale zobaczymy co bedzie dalej. O 5:30 czekamy przy barze na chlopaka z ktorym wczoraj dogrywalismy wyplyniecie. Po 15 min nadal go nie ma. Lukasz przeszedl plaze aby go znalesc. I nagle po 30 min sie pojawia jakgdyby nic sie nie stalo. Stwierdzil ze przeciez umowil sie pomiedzy 5:30-6 rano. No coz trzeba sie do tego przyzwyczaic. Czekamy jeszcze na parke z Tajwanu i z Wloch.
Najpierw plyniemy jak cala sterta innych lodek w strone miejsca gdzie mozemy ujrzec delfiny. Po chili pojawiaja sie w oddali pare razy ale jak to stwierdzil kapian sa bardzo niesmiale. Kolejne miejsce to Balicasag Island gdzie stajemy aby wyplynac juz malymi lodkami na nurkowanie. Cena 100 p/os + 50 p/os oplata srodowiskowa. Jest dosc ciekawie ale rafa sama w sobie jest lepsza w Indoezji czy Tajlandii. Kszatamy sie troche po wyspie a pogoda sie poprawia.
Kolejne miejsce to Virgin Island. Mysle ze troche przereklamowane ale fajnie przejsc sie po piasto zanurzony do pasa w glab morza.
Jestesmy juz glodni i zmeczenie wiec czas wracac. A popoludniu co mozna robic w tym upale. 4 prysznice, drzemka, piwko i dobre jedzenie. To co nas dzisiaj czeka.