Autobus z Banaue dojezdza na 4 rano do Manilli, skad targujemy taxi do lotniska za 250 p. Temperatura o tak wczesnej porze w stolicy przkracza 30 stopni z olbrzymia wilgotnoscia. Nie wyobrazamy sobie oczekiwania na chodniku do 6 rano i przeciskania sie w komunikacji miejskiej z dwoma lub trzema przesiadkamia i jeszcze z naszymi tobolamy i aby przy tym wszystkim zaoszczedzic paredziesiat peso.
Dalej co sie dzieje na lotnisku to szkada czasu pisac. Od 5.30 przekrecamy sie na metalowych lawkach do godz. 14. Odlot 14.40 na czas do Tagbilaran-u (Bohol).
Po wylodowaniu na Boholu panie z info turist daja nam wskazowki jak szybko i tabnio dostac sie z miasta na odrebna wysebke przylegla do Boholu- Panglao i jej jednej z plaz Alona Beach. Najpierw z lotniska lapiemy tricykl (10p./osoba) w kierunku muzeum, tam znajduje sie mikro dworzec z ktorego odjezdza przepelniony jeepney do Alona beach (25p./osoba).
Po dotarciu do plazy szukamy taniego noclego, co z gory w tym miejscu jest skazane na porazke. Pomimo ze szczyt sezonu jest juz za nami i wiele pokoi stoi dziewiczo nie zamieszkanych to wlasciciele nie chce za szczegolnie schodzic z ceny- moze 10% ale nas to nie satysfakcjonuje. Ceny jakie nam krzycza wahaja sie od 800 do 3000p. Nam udaje sie znalezc lokum za 550p.po malych targach, a ze to dziura w suficie a ze fan za wolno sie kreci a ze komar przelecial sciana jest brudna. W resorcie tym znajduje sie kilka standardow pokoi od luksusowych po nasz ekonomic. Nazwa resortu dive resort - wchodzicie na plaze i kierujecie sie na maksa w prawa strone.
Wieczorem probujemy ryzu i mieska z rusztu i spanko bo o 5.30 mamy wynajetego skutera automatycznego (400p./ caly dzien) na ktorym mamy zamiar troszke pozwiezac Bohol.