Znow wczesna pobudka i zbieramy sie z naszego hostelu. Bez problemow z Leberty square dojezdzamy metrem do stacji Didube. Tam od samego wejscia kierowcy probuja nas wcisnac do roznych marszrutek. Ale my nie ugieci szukamy regularnej do Kazbegi na 9 rano za 10 lari. Udaje sie szkoda tylko ze zostaly nam tylko dwa mijsca tzw dostawki i jak to mowi Lukasz siedzielismy na miejscach dla dzieci. Trasa zajmuje 3 godz oczywiscie byloby krocej ale jej czesc jest kompletnie nie pokryta asfaltem i jedzie sie bardzo powoli. Juz od miejscowosci gorskiej Gudauri widoki sa piekne i wiemy ze jak bedziemy wracac musimy zgadac sie z innymi turystami aby moc zatrzymywac sie po drodze. Czesc osob z naszej marszrutki jedzie do wioski Gelati i my tez sie tam zabieramy bo bedzie znacznie szybciej potem wyjsc w gory. Do samego konca nie wiemy czy mamy spac w namiocie kolo kosciola na szczycie gory. Zmieniamy plany i zostajemy w Nazi guest house (15 lari/os) bo nie mamy chyba sil taszczyc calego sprzetu pozniej do lodowca.
Popoludnie spedzamy na totalnym relaksu. Obiadek z grila, zakupy na nastepny dzien i kszatanie sie po miescie. Wieczorem w naszym guset hose zbiera sie kilkanascie osob i pogaduchy do nocy.