Och jak zal wyjezdzac zwlaszcza ze pogoda nadal jest piekna. No ale coz jeszcze duzo miejsc przed nami do zobaczenia. Zegnami sie ze Swanetia i naszym hostelem, ktory dlugo bedziemy pamietac.
O 7.30 ma po nas i 2 Anglikow podjechac kierowca, ktory zwiezie nas do Kutasi. Ja jestem juz przerazona jazda bo jak ma to wygladac jak przyjazd do Mesti to masakra. Na szczescie kierowca raczej dba o swoj samochod i po 3 godzinach jestesmy znow w Zugdigi. Niestety po drodze sie okazuje ze on nie pojedzie do Kutasi bo z 4 osobami mu sie nie oplaca. No coz nie ma sie co klocic. Cena jest taka sama jak wczesniej placilismy a kolejny bus do Kutasi odjezdza po 15 min. Tak wiec kolejne 2 godziny i znow McDonald w Kutasi. Na poczatku nie wiemy czy tu zostac czy jechac dalej ale skwar jest niesamowity i mamy dosc marszrutek. Od dziewczyn z Mesti dostajemy namiary na Hostel Kutaisi i po jednym telefonie wlasciciel odbiera nas z centrum. Hostelik bardzo przyjemy i dostajemy prywatny pokoj w cenie dormitorium (20 lari). Po krotkim odpoczynku i niezbednym prysznicu idziemy do centrum zskas po 30 min odjezdza marszrutka ( tak niestety znowu) do klasztoru Gelati (1 lari za os). Sam kosciol byl waznym centrum w Gruzji a w srodku sa zachowane piekne freski i wlasnie dlatego tu warto przyjechac. Podziwiamy kazde z malowidel i znow trzeba wracac. Marszrutka nie przyjezdza a tez nie mozemy nic zlapac bo malo samochodow albo sa pelne. Chodzimy tak pol godziny pytamy az wreszcie zabiera nas koljna ekipa Gruzinow swoim busem. Na pokladzie tance i swawole. Mielismy pokaz spiewow gruzinskich oraz tanca. Nadmienie ze samochod caly czas jechal. Ekipa nadlozyla drogi i podwiozla nas do samego centrum. Tak sie nazywa goscinnosc.
A teraz juz jestemy na internecie od 6 dni szkoda ze nie mozemy tylko zamiescic zdjec ale juz niedlugo sie pojawia.