18.06
Wieczorem postanowilismy ze na trekking do zagadkowego jeziora wyruszymy o 7 rano!!! POranek nie zacheca do przechadzek, nisko osadzone chmury przykrywaja dachy domow a mgla ogranicza widocznosc na kominy. Coz jak juz sie zebralismy to ruszamy! Droga pod wszytskim znany w Mestii Krzyz przypomina nam droge krzyzowa. Krok za krok, na plecach jedzenie na caly dzien-chleb konserwa sokolow, pomidor, ogorek, syr krowi na obraz owczego i wody litrow 3. Prowiant dzwiga na plecach Agata, na moich barach znajduje sie sprzet foto ktorego po drodze nie zjem i ktorego z pewnoscia nie ubedzie!
Dojscie pod krzyz zajmuje nam dzieki skrotowi przez las okolo 2 godziny! Normalnie sprawni pokonuja te trase w okolo jednej i to bez skrotu!
Mgla opada lekko chmury odpuszczaja promieniom slonca a my z jednej drogi krzyzowej zbaczamy na druga. Wspinaczki konca nie widac (szlak przypominajacy poloninki bieszczadzkie) a z ust Agaty padaja ciagle slowa kiedy to zas...ne jezioro bedzie? Z moich podaja slowa nie nadajace sie do upubliczniania! Po nastepnych 3 godzinkach marszu, przywitaniu sie z reksiem ktory nam malo nog nie pozjadal docieramy pod arcy wysoki szczyt przed ktorym znajduje sie jeziorko przypominajace basen olimpijski a za rzeczonym szczytem powinna byc widoczna najwyzsza gora Swanetii Uszba. Mgly odpuscily ale chmurki ciagle przykrywaja najpiekniejsze widoki. Pare tysiecy fotek z rekawiczkami i czapkami na uszach ruszamy w powrotna droge!
W dol nie bylo tak zle, pogoda stabilna i po 4 godzinkach otwieramy piwko na tarasie hostelu (2 lari jednooooo!)
Jutro planujemy jednodniowa podroz do Ushguli.
19.06
Dzisiejszy dzien przywital nas sloncem. O 7 rano ruszamy wynajetym dzipkiem w siedem osob (200lari autko) w kierunku Ushguli. Droga pamietajace czasy sredniowiecza miesza nam w glowie niemilosiernie. Godziny podskakiwan i oczom ukazuje sie jak dotad najpiekniejsza wioseczka (obok Tarnobrzega :) )jaka w zyciu widzielismy. W samej wiosce jest z 36 ogromnych wiez a widok na gory Kaukazu zwala z nog. Podskakujemy ze szczecia i po szybkim sniadaniu na jednym z pagorkow juz pedzimy w strone lodowca. Trasa jest bardzo przyjemna i nie trzeba sie wspinac bo idzie caly czas korytem rzeki. Widoki zmieniaja sie z kazdym zakretem a wolno chodzace krowy, swinie i konie dodaja jeszcze uroku. Tak tu pieknie. Po bokach mamy gory pokryte zielenia a przed soba 4 i 5 tysieczniki z wiecznym sniegiem. Podchodzimy tak daleko jak sie da ale czas wracac bo dzipek o 5 odjezdza. Wracamy do Ushguli i tu jeszcze 2 godzimy na robienie zdjec. Nie mozemy przezalowac ze nie zostajemy na noc ale nie mozna miec wszystkiego.
O 17 znow czeka nas droga powrotna tylko tym razem widoki sa jeszcze lepsze. Niebo jest czysciutkie i widac wszystko jak na dloni nawet nad Mestia ukazala sie slynna Uszba.
Po powrocie znow piweczko, pogaduchy i decyzja tak zostajemy dluzej.
20.06
Dzisiaj spimy wyjatkowo dluzej bo do 8. Od samego rana jest bardzo cieplo wiec zapowiada sie upalny dzien. Plan na dzis to dojescie do lodowca. Wiekszosc czesc trasy to droga szutrowa i malo ciekawa. Jakos udaje nam sie pokonac troche w inny sposob. Na poczatek zabieraja nas busikiem straz celna, potem szybciutko ciezarowka ktora jedzie po kamienie z kamieniolomu a na koniec to juz prawdziwy kolos ukrainski czolg. No moze nie czolg ale ogromna ciezarowa ktora chyba moglaby po wszystkim przejechac.
Tak wiec szybciutko jestesmy przy moscie z ktorego prowadzi juz tylko droga do lodowca. Trasa zajmuje nam z godzinke i z nieduzej odlegosci podziwamy niebiesko bialy lodowiec.
Ciag dalszy nastapi....