Noc mielismy super. Chyba przyzwyczaimy sie do takich luksusow.
Jemy z rana sniadanie. Suzi naprawde sie postarala. Potem juz tylko poraz kolejny wizyta w Sanahin. Klasztor jest piekny, skryty pomiedzy drzewami a kolo niego znajduje sie cmentarz. W srodku wszedzie krzyze i ogromne kolumny podtrzymujace cala konstrukcje. Spedzamy znowu tutaj z godzine i wracamy przez wioske. Taksowka jedziemy do kolejnego klasztoru Haghpat (2000 dram). Jest to dluga trasa bo znow musimy zjechac na dol kaniony i wyjechac na kolejny szczyt. Haghpat jest mlodszym klasztorem ale pieknie zachowanym. W srodku odbywa sie jakas uroczystosc dla kilku osob z rodziny. Trodno sie domyslec o co chodzi. Kolejna godzina mila i z naszym kierowca wracamy do hotelu. Upal jest nieznosny i krotka drzemka stawia nas na nogi.
Popoludniu znow uderzamy w miasto. Kolejna na dol (100 dram) i juz jestesmy w centrum. Krzatamy sie w okolicy kopalni, bloku dookola sa bardzo zaopuszcone ale ludzie jak zwykle chetnie chca nas poznac. Niektorzy zapraszaja do domu, dzieci chca z nami grac w pilke jest na prawde super. Po paru godzinach wracamy ostatnia marszrutka do naszego krolestwa na szczycie gory. Wiczorem ma na nas czekac super kolacja szkoda tylko ze opoznila sie od prawie 2 godziny ale coz.