Czas sie bardzo dluzy... Po przylocie nadal czekamy na autobus do centrum. 3 godziny chodzenia w kolko i nudzenia sie. Oczywiscie moglibysmy pojechac taksowka ale autobus kosztuje tylko 1 lari czyli 2 zl a taxi ok 20 $. Wraz z nami czeka tlum a tu podjezdza maly zolty busimy. Ladujemy w srodku kazdy przylejony do drugiej osoby ale jest bardzo smiesznie. Jadacy z nami Japonczyk spokojnie drzemal kolo mnie a kazda wchodzaca osoba do srodka probowala przesunac jego torbe ale zbytnio sie to nie udawalo. On wiozl chyba z 30 kg bagazu.
Dojezdzamy do stacji metra Avlabari. Tutaj chcemy sie zatrzymac w hostelu Tbilisi polecanym przez Darka. Jest pare minut po 7. Cena hostelu troche zwala z nog ale taniej nie znajdziemy (20 lari od osoby za miejsce w dormitorium). Dodatkowym plusem jest swietni klimat w srodku, super ekipa i cisza.
Czekamy na szybki prysznic i czas wyruszyc w miasto...
Zaczynamy od starej dzielnicy miasta. Smrod zgnilych jajek prowadzi nas do bani gdzie mozna zazyc kapieli w leczniczych wodach. Mysle ze dopiero ostatniego dnia pobytu uda nam sie tam wyruszyc. Krzatamy sie po miescie. Prace remontowe caly czas trwaja w miescie. Za kilka lat bedzie ono nie dopoznania.
Podroz nas wykaczyla i wpadamy cos zjesc w gruzinskiej knajpie. Chinkali za bardzo mi podeszly ale sprobowac trzeba.
Padamy na twarz i wracamy do hostelu. Musimy odespac podroz. Na wieczor juz szykuj sie impreza gdyz zjechalo duzo osob. Posiedzimy chwilke i wracamy do lozka...