Nocna podroz w pociagu przespala nam sie bez wiekszych przygod. Agacie podobno bylo cieplo, ja mialem inne wrazenia ale to juz przeszlosc.
Rano ze stacji zabiera nas jeden z pracownikow hotelu (550 r/pokoj) do ktorego dzwonilismy dzien wczesniej. O 5.30 rano taki transport bez targowania i tlumaczenia gdzie chcemy sie udac to zbawienie. Po chwili rozkladamy sie juz na lozku i krotka drzemka. Ranek okazuje sie wyjatkowo chlodny w Jaisalmerze. Sniadanie jemy na tarasie w pelnym ekwipunku a i tak szczelamy zebami z zimna. Przed poludniem spacerujemy w strone fortu waskimi zapchanymi straganami uliczkami. Czuc w powietrzu unoszacy sie mikroskopijny piasek, ktory osadza sie na wlosach okularach czy soczewkach obiektywow. Powietrze lekko wysusza blony sluzowe i ciagle przecieramy oczy. Czuc klimat pustynny. Dostajemy sie wkoncu do fortu, gdzie glownymi uliczkami spaceruje wielu tutejszych jak i zagranicznych turystow. My staramy sie troszke zbaczac z glownego szlaku, lecz niewiele pozostalo dziewiczych miejsc do odkrycia w granicach murow. W oddali za murami widzimy jezioro oraz rozciagajace sie piaskowe osiedla. Odwiedzimy te miejsca poznym wieczorem.