Ostatnia noc spedzilem na kolanach przy toalecie, chyba zaszkodzil mi sos podawany do ciapat. Na szczescie Agata je powoli i ja zdazylem wszysko zmiesc z mojego talerza nie czestujac jej. Tak dbam o zone! Teraz juz mi nie wypomni jem za szybko. Ale do rzeczy. Agata budzi sie o 8 rano, ja oczywiscie przesiaduje w toalecie rzeski i osucony. Odpuszczam sobie sniadanie a Kochana zonka przynosi mi herbato-kawe w dzbanku a sama pociesza sie tostami z dzemem. Po chwili schodzimy na dol bo o 9 przyjezdza po nas umowiony wczesniej tuktuk. Chlopaki z czerwonego ferari (wrzuce fotki jutro) ugrzezli w korkach i z piskiem hamulca melduja sie 9.30. My oczywiscie zachowujemy stoicki spokoj bo przeciez fort nie ucieknie a czy turystow bedzie setka czy dwie przed nami to bez znaczenia! Mkniemy na czerwonej skorze do celu i brame fortu Amber (300 r/os Amber + inne atrakcje) przekraczamy zaraz po 10. W drodze do samego fortu mijaja nas slonie z turystami na grzbiecie i zagabuja nas jak zwykle niestrudzeni handlarze wszystkiego. Sam fort robi duze wrazenie, usytowany na zboczu gor pieknie oswietlony porannym sloncem a nad nim kroluje kolejny fort Jagardah. Ten drugi posiada mury obronne ciagnace sie kilometrami po zboczach gorskich. Wyglada prawie jak mur Chinski. Po 2 godz. ogladania fortu Amber od srodka kierujemy sie do chlopakow z ferari ktorzy zabiora nas do pink city.(rozowe miasto). Na trasie do miasta mijamy palac na wodzie i wdychamy olbrzymie ilosci spalin. Wkoncu stajemy pod palacem wiatrow, z fasada 358 oknami (zawierzamy przewodnikom). Nastepnie Agata kieruje sie na punkt widokowy najwyzszego minaretu w miescie, ja odpuszczam majac swiadomosc ze jak mnie znowu zlapie "wyrzut" to sie moze z takiej wysokosci barzdo rozniesc! Ostatni punkt programu to XVIII wieczne obserwatorium astronomiczne jednego z tutejszych maharadzy. Podobno 18 znajdujacych budowlo-urzadzen wciaz moze spelniac swoja role tak jak kiedys.
Najciekawszym momentem podrozy byla niespodziewana kontrola drogowa naszego ferarri. Dla chlopakow napewno! Nasz kierowca nie zauwazyl ze jedzie pod prad i zapomnial przy tym prawa jazdy. Pech, niedosc ze trafili na "chojnych"turystow z Polski, ktorzy chetnie odwiedzali przydrozne sklepiki (prowizja z zakupow nalezy sie kierowcy) to jeszcze 7 stow mansatu (ok.15 $). Zaznazce ze my zaplacilismy za calodzienne wozenie 4 stowy!
I tak milym akcentem zakonczylismy dzisiejszy dzien. Za chwile wychodzimy na dworzec kolejowy gdzie o 22.30 ma przyjechac pociag do Udajpuru (7.5 godz).