Pip pip pip, telefon dzwoni! Slysze Lukasz wstawaj wschod slonca! Super mysle! Po chwili zbiegamy po schodach wprost w ramiona kajakarza o imieniu Papo! Zabiera nas w podroz wzdluz swietych wod Varanasi. Watly szczuplutki subtelny mocarz wymachuje wielgasnymi kolosami w dlonich. Zapewne poraz pierwszy osady dna ujzaly wowczas zmierz, niestety tylko taki ciupi bo za wielka mgla! Ehh widzialem na widokowkach pieknie czerwono zlote mury miasta I odbijajace sie balsamy cial plywakow w strugach slonca. Ehh nie dzisiaj, takie widokowki zrobie jutro jak mgly nie bedzie! Podobne od 2 tygodni ta juz tu jest, ale jutro bedzie good, zapewnia Papo! Po poltarogodzinnej zapychajacej pieknymi widokami ,blaskami fontann I licznymi utopieniam,i wrazenia schodza na ziemie! Spacerujemy dalej wzdluz gat. Oczywiscie flesz rogrzewa mi sie do czerwonosci, w miedzy czasie dajemy 356 napiwkow kupujemy 57 widokowek, szczyge brode I wlosy 6 razy I masowane mam w tym samym czasie cale cialo 3 razy! Niezle co! Tutaj tak mozna!Moj zachwyt Varanasii przycmiewa lekka (mam taka nadzieje) awaria mojej Bronici z 1975 roku( srednioformatowa lustrzanka z najlepszym slajedem velvia 50) mam nadzieje ze to przejsciowe I jej za chwile przejdzie! Tak czy owak cyckam swoim canonkiem dalej! Obserujemy ceremonie kremacjii, lepimy swiete placki ze swietych krow, dziecie sprzedaja na bakszysz I wracamy powoli ta sama droga ktora Papo ukazal nam rankiem z Kadluba najnowszej 10 osobowej lodzi (czyt. Rudery). Na szczycie naszego drapacza chmur delektujemy sie ciaj oraz frajd rajs (czyt. Gorzka herbata I smazony ryz) wypas!Po kilku godzinach spezonych przy mojej Broni I probie jej wskrzeszenia udajemy sie do lazni na prysznic a po niej…..To juz nastepnym razem!