Noc byla ciezka. Kazda czesc mojego ciala miala jakis skurcz. Lukasz choc lezal wyprostowany nie mogl sie dobrze wyspac gdyz jak on to stwierdzil czuwal. Jeszcze nigdy to mu sie nie zdazylo ale mysle ze poprostu non stop ktos przechodzil i go budzil. Pan policjant z karabinem chodzil po przedziale I kogos przesluchiwal wiec tez czulismy sie bardziej bezpieczni. Oby tak dalej. Do Varanasi dojechalismy z opoznieniem ale na szczecie wyslannik z guest house’u na nas czekal. Z mega predkoscia w tuk tuku przejezdzamy przez miasto. Potem spacer na nozkach bo pojazdy juz w tych waskich uliczkach sie nie przecisna. Co chwile musimy uwazach na tzw. bomy kupowe pozostawione przez spacerujace uliczkami swiete krowy. A gdzie ta ich swietosc w tych kupach?? Smrod moczu wskazuje,ze kazda sciana to latryna I smietnik zarazem. Nasz hostel Gandapi Guest House (600Rs dbl room) jest mila odmiana. Umiejscowiony tuz nad gatem ma wspanialy widok z balkonu I restauracji na dachu. Szybki prysznic, sniadanie I udajemy sie w strone gatow. Na pierwszy rzut idziemy w strone Manakarnika Ghat, miejsce kremacji zwlok. Jest to najwieksze miejsce nad Gangesem gdzie palone sa zwloki. I to przez 24h. Dziennie 300 cial. Nie powiem robi to wrazenie. Zwlaszcza, ze po chwili palenia widzisz wyginajace sie czesci ciala. Spacerujemy dalej nie dajac sie tysiacom pytan I propozycji tutejszym malych I duzych handlowcow. Czekamy na 16. Od tej godziny odbywa sie wielki festwal na ktory zjechali pielgrzymi z wielu stron Indii ale o tym pozniej…