Po dlugich oczekiwaniach na bagaz nareszcie mam w rece moj plecaczek. Koniec z ubraniami Lukasza. Lot do Makasar jak to przystalo na tanie linie indonezyjskie byl opozniony o prawie 2 godziny. W milym towarzystwie samych Indonezyjczykow czekalismy na lotnisku. Lot nie nalezal do najlepszych. Chociaz otrzymalismy miejsca w samym przodzie, dzidzius kolo nas krzyczal w nieboglosy. O 2 nad ranem jestesmy na lotnisku. Krotka decyzja i rozbijamy nasz oboz na dwoch siedzeniach. Trzy godziny przerwanego snu i taxi do miasta (45.000). Dojezdzamy na dworzec i znow konsternacja. Wszystko zamkniete i nikt nie mowi po angielsku. Czekamy do 7.00. Kasa zostaje otwarta. Na szczescie kupujemy bilet do Rantepao. Niestety z samego tylu gdzie 6 osob musi sie zmiescic. Podroz przeradza sie w 10 godzinna meczarnie. Jest goraco, ciasno i dziecko kolo nas wymiatuje. Czy mozna chciec wiecej. Na szczescie nasz przewodnik zalatwil nam juz miejsce w hotelu. Wyczerpani dotarlismy do naszego pokoju. Duze lozko, ciepla woda (110.000).