Wlasnie mi cala relacja padla bo jest standardowo burza i problemy z dostepem do pradu a wiec jeszcze raz....
Wstajemy o 6:00 rano choc Lukasz spal tylko 2 godz. Bez sniadania wychodzimy. Musimy wrocic na Batad Saddle czyli caly czas do gory. Trzy postroje po drodze, wypity litr wody i po 1:20 jestesmy na szczycie. Te nasze ciezkie plecaki nasz wrecz przygniotly.
Niestety po wczorajszej burzy drodza zostala zmyta i jeepneye moga przejechac tylko czesc trasy. A wiec plecaki znow na ramiona i kolejne 15 min tylko na szczescie w dol. O 9:30 odjezdzamy publicznym transportem za 150 p od os do Banaue. Jestesmy przed poludniem i myslelismy ze juz nie zlapiemy tjakiegos transportu bezposrednio do Sagady ale zbiera sie ekipka i jedziemy. Jest drozej 300 p od osoby ale z przesiadka w Bontoc i tak nie zlapalibysmy ostatniego jeepneya do Sagady.
Dojezdzamy na miejsce i Lukasz idzie w poszukiwaniu noclegu. Za 450 p za pokoj z ciepla woda spimy w bardzo fajnym Yellow Inn na przeciwko swietnej restauracji Yoghurt House. Wieczor to tylko chill out i odpoczynek. Jestesmy tak skonani ze o 21 juz smacznie spimy. Tego nam bylo trzeba bo od poczatku wyjazdu nie przespalismy calej nocy.