Wstajemy wczesnie rano bo slonce juz grzeje nam w namiot. Pogoda po wczorajeszej burzy cudowna. Cicho i spokojnie. Mamy mozliwosc byc sami na szczycie polwyspu i cieszyc sie widokami. Ostatnie zdjecia i pakujemy caly majdan. Mamy zamiar zlapac stopa do centrum miasta ale nie wiemy tez o ktorej jedzie marszrutka do Dilijan. Spotkany poraz kolejny sprzedawca informuje nas ze lepiej stac na glownej drodze ktora laczy sie z polwyspem i tak cos zlapac. Tak wiec robimy. Wczesniej te kilkanascie metrow podwozi nas stara wolga spotkany Aremnczyk. Po 5 min lapiemy nie stopa ale marszrutke (500 dram). Po godzinie petli i zakretow na drodze dojezdzamy do Dilijan. Troche nam sie tu trudno zoorientowac zwlaszcza ze chyba bedziemy zmuszeni rozbic namiot bo ceny noclegow sa wysokie. Wychodzimy do gory do starej i nowej czesci miasta oczywiscie udalo sie zalapac na kolejna podwozke. Krzatamy sie w kolo szukajac inforamacji ale nikt nic nie wiem. Wreszczie dochodzimy do ulicy ktora dumnie nazwana jest Old Dilijan. Ma moze ok 100 m i jest tylko wyremontowana z ladnymi balkonami i sklapami. Ale zeby od razu nazywac to mala Szwajcaria to przeasada. Zostawiamy plecaki w jednym z hotelu i chodzimy po miescie. Ogolnie nie ma w nim nic ciekawego. Oczywiscie mozna isc na trekking ale nie mamytego w planie i odwiedzic 2 klasztory ale tez mamy ich juz przesyt a dwa ostatnie mamy zobaczy jutro.
Jakim cudem dostajemy sie na 5 pietro budynku w nowej dzielnicy tuz za fontanna i jest to niby informacji. Dziewczyna mowi tylko po rosyjsku ale stara sie dowiedziec jakie sa ceny w okolicznych B&B bo chyba na to sie zdecydujemy bo znow bedzie burza a miejsce do spania na namiot to trudno. Po 15 min Emma widzi, ze cena nam nie odpowiada i proponuje swoj dom za 3000 dram /os. Jest to znacznie lepsza opcja. Tak wiec jedziemy z nim taksowka. W domu udostepnia nam swoj pokoj, jest ladanie i czysto. Jedyny i chyba najwiekszy problem to to ze nie ma wody. Musiala nam przynies w garach i zagotowac. Lepiej nie pytajcie w jaki sposob sie mylismy. Wieczorem po burzy odwiedzamy okolice i chyba bylo to najlepsze zwieczenie dnia. Wchodzimy pomiedzy domi i blogi, troche zagdadujemy ludzi i wszyscy sa bardzo zadowoleni. ok 20 zaczyna sie mecz Dania Portugali, slyszymy juz oklaski z naszego pokoju wiec idziemy do naszych domownikow. Mamy szczescie siostra Emmy mowi po angielsku moze nie swietnie ale da sie dogadac. Wiec juz wszyscy zadowoleni siedzimy i opowiadamy o sobie. I nawet nie wiem co sie dziajo podczas meczu.