Wyjezdzamy z hostelu 4.30. Jeep i my. Po chwili za oknem robi sie bardzo deszczowo, wycieraczki nie nadazaja a Lukasz tez chyba pocichu placze, czekal na to miejsce cale 3 tyg. Po 45 min. dojezdzamy na miejsce, Rzesisty deszcz zmusza nas by kupic pelerynki!
Po 30 minutowym spacerze docieramy do miejsca z ktorego wyruszaja robotnicy aby wydobywac z krateru zlogi siarki.
Czekamy pod strzecha nastepna godzine modlac sie o kapke slonca, przy okazji obserwujemy w jakich warunkach zyja gornicy z Kawah Ijlen. Pomimo gestej mgly i lekko padajacego deszczu wyruszamy w strone krateru. Jakies 100m. od krawedzi pokazuje sie piekne blekitne niebo a my jak male dzieci cieszymy sie skaczac do gory! Oczywiscie biegiem schodzimy do kaldery wulkanu (20min) mijajac robotnikow ktorzy na swoich barkach dzwigaja 80-90 kg. kosze wypelnione siarka. Za ilogram tego kruszcu otrzymuja 600 rupi- woda mineralna kosztuje 3000. Trasa ich morderczej wedrowki to ok. 3km raz pod gore raz w dol. My nad jeziorem znajdujacy sie wewnatrz wulkanu spedzamy ok. 30 min. Na wiecej nie pozwala nam szcypiace w oczy i drazniace blony sluzowe opary siarki!
powrot do parkingu zajmuje nam godzinke,a potem jeszcze w jeep-ie 45 min. do hotelu!
Kawah Ijlen zrobilo na nas niesamowite wrazenie, mordercza praca w nieludzkich warunkach za smieszne pieniadze! Otrzesniemy sie troszke to moze napiszemy cos wiecej o tym miejscu!
Jutro planujemy dostac sie do Cemoro Lawang pod wulkanem Bromo.