No nareszcie totalnie niezalezni wsiadamy na nasz motorek aby popedzic przez wioski balilskie wzdluz tarasow ryzowych i wielu swiatyn.
Po nieco nieprzespanej nocy przez grasujacego chyba na naszym dachu zwierzaczka wstajemy zmeczeni tuz po 6 rano. W naszym hoteliku na ulicu Kajeng w cenie mamy sniadanie i goraca wode z herbata lub kawa 2 razy dziennie. Posilamy sie owocami i omletem i wskakujemy na motorek. Podruzowanie po Bali nie jest trudne. glowne drogi sa dobrze oznaczone a Lukasz czuje sie juz jak miejscowy. Pedzi, wyprzedza, przeciska sie i osiaga czasami zastraszajace predkosci. Ale jazda jest bardzo przyjemna choc po dluzszym czasie tyleczek bardzo boli a jezeli sie zapomni (jak oczywisceie my na Sulawesi) to mozna niezle ramiona i twarz spalic. Wlasnie dzisiaj powoli sciagamy platy spalonego naskorka z naszego ciala. Ale wrocmy do jazdy. Jedziemy na wschod zeby potem udac sie na polnoc i dotrzec do najwazniejszej swiatyni na Bali Besakih tuz u podnoza wulkanu Agung.Niestety jest bardzo mgliscie i gory nie widac ale i tak warto bylo tu dotrzec. W drodze powrotnej obserwujemy codzienne zycie Balijczykow. Niesamowicie przeplataja codzienne zycie, prace z codziennymi uroczystosciami zwiazanymi z wierzeniami religii Hinduistycznej. Przejezdzajac przez kolejne wsie widzimy przygotowania do swiat lub juz trwajace uroczystosci i ludzi w sarongach modlacych sie w swiatyni. Wieczor to oczywiscie calkowity relaks w Ubud, ktory przyciaga bardzo wielu turystow.